wtorek, 30 czerwca 2015

wszystko, co krytyczne misie lubią najbardziej

Porzuciłam na chwilę moje indyjskie inspiracje na rzecz tekstu, który spłodziłam dzięki i przez krytyczno-praktyczny wypad do Warszawy. Mocno polecam wystawę zbiorów japońskich, którą znajdziecie w Muzeum Narodowym. Więcej informacji: cyk.
Gotuję fasolkę szparagową i zbieram kilogramy mocy potrzebne do spłodzenia kolejnych tekstów, a tymczasem podzielę się moimi ekscytującymi przemyśleniami na temat wystawy:

co? Dzikie pola. Historia awangardowego Wrocławia.
gdzie? Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki
jak długo? do 13.09.2015 r.
przygotowanie? Warto znać kontekst historyczny, chociażby ogólnie. Narracja wystawy rozpoczyna się w latach '60 i jest odpowiedzią na długofalowy proces zmian we współczesnej stolicy Dolnego Śląska. 
Jak to ujęłam: głosy żyjących w poniemieckich kamienicach poniemieckiego Wrocławia. 
co więcej? Nie jest to typ wystawy, którą oblecisz w 10 minut. Poświęć jej czas, jest sporo do obejrzenia. Siedem sal. 
info? cyk
moje wesołe rozważania?


Wystawa „Dzikie pola. Historia awangardowego Wrocławia” pokazuje jak dzieje oddziałują na artystów. Ekspozycję podzielono na wiele sal, a każda z nich to osobna strefa działania.
Widz w płynny sposób może prześledzić rozwój opowieści o eksperymentach i wariacjach artystów, podejmujących wątki, które miały pomóc im odnaleźć siebie w niełatwej rzeczywistości powojennego świata.
Punktem wyjścia moich refleksji stał się Stanisław Dróżdż, jeden z polskich twórców poezji konkretnej. Jest to specyficzny typ liryki, który nie pozwala czytelnikowi na tradycyjny odbiór wiersza. Często utwory są tworzone za pomocą pojedynczych znaków, słów, co skłania raczej ku kontemplowaniu napisu.
Przy pierwszym, spontanicznym kontakcie można odejść wzburzonym, ponieważ ciąg liter czy pojedynczych słów nic mu nie mówi. 
Stanisław Dróżdż - Samotność 
Można też podjąć bezpośrednią współpracę z dziełem. W taki sposób spróbowałam zabawić się z „Samotnością” z 1967 roku. Naprowadzający tytuł. 
Zaintrygował mnie, ponieważ autor w tym roku poznał swoją żonę, Annę, z którą przeżył ponad czterdzieści lat, co sugeruje uczucia zupełnie różne od odosobnienia. Pytany o inspiracje, w rozmowie z Elżbietą Łubowicz (2009) Dróżdż mówił „Ja nie czuję się autorem swoich prac. Jestem tylko narzędziem w ręku Boga. (...)”.
Idąc tym tropem „Samotność” to kolejna misja, wyzwanie jakie rzuca nam niczym rękawiczkę sam Stwórca. Ogrom białych jedynek na czarnym tle – doliczyłam się na jednym poziomie dwudziestu dziewięciu cyferek, nie wspominając o tych lekko wystających. Obraz umieszczony został w antyramie – wywołał silne subiektywne odczucie, gdy w odbiciu zobaczyłam siebie, swoją twarz. Objawienie. Wtedy poczułam, że jestem jedynką, jedną z wielu, ale to zawsze o wiele więcej od zera. Wiele jednostek tworzy się w pary, grupy. Wiele jedynek to walka, możliwości. Pochód bezimiennych nie zawsze jest procesją przegranych.
Patrząc przez pryzmat wystawy, dochodzę do wniosku, że każdy artysta na niej to odrębna jednostka bez której, prawdopodobnie, awangarda wrocławska istniałaby dalej, ale każda z barwnych postaci zasiała swoje ziarenko oraz swoją prawdę.
Śmiało mogę opowiedzieć o pracy jednej z takich „siejących” osób. Anna Kutera. Artystka zainteresowana jest realiami współczesnego świata. Popiera sztukę kontekstualną, której główne założenie jest takie, że kontekst zawsze ulega zmianom, modyfikacjom – nie jest ostateczny.
Dzieło znajduje się w przestrzeni mocno skupiającej się na cielesności, poczuciu ciała, odrębności płciowej.


„Fryzury” z 1978 – 1979 z cyklu „Sytuacji stymulowanych” to jawna krytyka narzucanych nam kanonów piękna, mody. Widzę cztery zdjęcia - roześmiane, może lekko drwiące oblicza, kobiety pewnej swoich wartości. Kobiety, która nie czuje się zobowiązana do podążania za trendami „modnej główki”.


fot. wł. artystki 
Specjalnie prezentuje się w męskiej koszuli, a włosy – choć krótkie – każdego miesiąca (od listopada do lutego) przybierają różnorodną, fantazyjną postać. Chce pokazać, że jest zadowolona, dumna ze swojego wyglądu, chociaż nie wpisuje się we wzorzec propagowany przez trendy. Przeciwstawia się temu. Mówi: jestem zadbana, ale nie będę taka jak wy. Wytyka dyktatorom mody, że prawdziwa kobieta nie jest podobna do modelek i, co więcej, nie chce być. Zwraca uwagę na problem jaki powstaje, gdy małe dziewczynki chcą zostać księżniczkami i modelkami. Widzą utarty schemat w kobiecych pismach i zastanawiają się, dlaczego one takie nie są. Już wtedy rodzi się wielka machina biznesu, napędzana przez niemal całe życie. Uśmiechnięta machina, która chce „pomóc” kobietom dojść do ideału. Artystka mówi jednak, że doskonałość zależy tylko od nas.
Stoi pewnie, a nad nią widnieje napis w trzech językach – polskim, niemieckim, angielskim – Ja decyduję o swojej fryzurze, a nie dyktatorzy mody żurnalowej. Ja – jedynka, ja - siła. Podziwiam autorkę, ponieważ praca nie jest prowokacyjna, a skłania do myślenia. Jest prosta lub – może lepiej to zabrzmi – nieprzekombinowana, ale dobitna. Można ją odnieść zarówno do kobiet jak i do mężczyzn. Każda z płci w kulturze od wieków ma przypisane swoje role. W 2015 roku przeciwstawienie się temu podziałowi staje się akceptowane, jednak wtedy – pod koniec lat 70. - głos sprzeciwu dopiero zaczynał być podejmowany.
Chociaż konwencja ustawienia przypomina więźnia przed zrobieniem zdjęcia do akt – ta skazana paradoksalnie jest wolna.
Praca wydaje mi się bardzo uniwersalna. Również dzisiaj odmienność, oryginalność bywa męczącą przypadłością. Tak nie powinno być. Na zdjęciach widzę kobietę, która ma pomysł na swoje uczesanie. Zmienia je, bawi się nim, nie jest nudna czy konwencjonalna. Jest sobą.

Wydaje mi się, że każdy może być jedynką – siłą. Pokazali to wrocławscy artyści, często zagubieni w trudnej rzeczywistości miasta, w którym żyją i żyli. Wiedzieli, że historia nie stworzy się sama – trzeba ją napisać.  

Na koniec to, co wszystkie zwierzątka lubią najbardziej, czyli kawał mięsa, zupa, kompot i surówka za 15,99 w warszawskim Barze Mlecznym Mleczarnia, blisko Nowego Świata. Smacznego! 






piątek, 12 czerwca 2015

Meandry i mauzolea Wielkich Mogołów.


Dziś uderzam w orient. Wywęszyłam obiecujący temat, który ocieka trudnymi niewymawialnymi nazwami. Tylko dla wytrwałych!
„Dwudziesta żona” oraz kontynuacja powieści, czyli „Święto róż” Indu Sundaresan to historie, które zainspirowały mnie do wnikliwego rozegrania tematu.
Jest to wspomnienie wielkich porywów serc, rządów Mogołów (MOGOŁÓW!), okraszonych krwawymi pojedynkami, sporami rodzinnymi z domieszką polityki i barwnymi opisami tamtejszych obyczajów. Mogę śmiało stwierdzić, że każdy znajdzie w tej opowieści coś interesującego, jakiś rozdzialik lub wątek dla siebie. Usadźmy ten nieszczęsny lud w czasie i miejscu.



Pochodzenie: turecko – mongolskie
Rządy: północno – środkowe Indie
Czas: 1526 – 1857
Religia: islam
Przodkowie: domniemanym jest twórca wielkiego Imperium Mongołów Czynis – chan oraz Timur (znany pod imieniem Tamerlan)

Kiedy mniej więcej orientujemy się, gdzie jesteśmy, warto wspomnieć, że przyczynili się do powstania w Indiach hindusko-muzułmańskiej kultury. 
Wiele jest sporów, czy to było słuszne, żeby wpadać buciorami w zupełnie inne zwyczaje i je zmieniać, ale nie o tym dyskusja. 
Mogołowie byli na swój sposób mecenasami sztuki. Interesowali się architekturą ogrodową, sprowadzali na swój dwór malarzy, śpiewaków, naukowców, aby lepiej poznawać tajniki różnych dziedzin. Cenili dekoracyjność, którą łączyli z wyszukanym smakiem. Kolekcjonowali księgi oraz sami je pisali. Założyciel dynastii, Babur, jest autorem pierwszej na świecie autobiografii - „Księga o życiu i czynach Babura”.
Pozostawili po sobie jeden z cudów współczesnej architektury - Mumtaz Mahal – znany jako Tadż Mahal. Jest to jeden z najchętniej odwiedzanych zabytków w Indiach. 

"Tylko takie dzieło jak Tadż Mahal mogło służyć za kurtynę zasłaniającą tajemnicę ich pochodzenia oraz ogromu ich sukcesu i klęski."*

Jednak wcześniej powstała budowla, wykorzystująca nowe formy architektury, które często przypisuje się pomysłodawcy Tadż Mahal. Itimad ud- Dauli, grobowiec pewnego wezyra i jego żony, którego stworzenie zleciła jego córka w Agrze.
Córka ta była ukochaną, tytułową dwudziestą żoną Dźahangira, jednego z cesarzy, ojca Churrama. Mauzoleum czasami nazywane jest „Baby Taj”.



Najważniejsze:
  • plan kwadratu, usytuowany w ogrodzie o skromnych rozmiarach
  • cztery ośmioboczne (czyli oktagonalne) wieżyczki
  • dźali, ażurowe płyty, które wypełniają otwory okienne
  • inkrustracja* z półszlachetnych metali
  • każdy kawałek budynku został zaaranżowany geometrycznymi wzorami, meandrami (takie szlaczki, podobne do tego, co robiliśmy w zerówce) 
  • komnatę grobową oświetlają kratownice
  • z inicjatywy Nudźahan (to była słynna żona Dźahangira) powstała pierwsza budowla z białego marmuru
  • intymny charakter
Przykładowy meander:

Wszystkich chętnych do poznania historycznej otoczki, która doprowadziła do wybudowania mauzoleum – swoistej pamiątki po Mogołach – odsyłam do wyżej wymienionych lektur: każdy ciekawski znajdzie tam mapkę, drzewo genealogiczne rodu oraz objaśnienia trudnych słów.



Tadż Mahal powstał ku pamięci żony jednego z władców – Szahdżahana, co można tłumaczyć jako Pan Świata. Takie imię wybrał po osiągnięciu władzy Churram, czyli Radosny. 
Jego żona, Ardżumand, zmarła w wieku 38 lat, rodząc czternaste dziecko. Myślę, że już dość informacji i trudnych słów na dzisiaj. Mam nadzieję, że narobiłam maciupeńkiej ochoty na poznanie historii i tajemnicy Tadż Mahal. 

* W. Hansen, Dramat Indii - Wielkich Mogołów, warszawa 1987, s. 19.

*technika zdobiczna: robi się wgłębienia, w które następnie wkleja się płytki z różnych materiałów