czwartek, 14 maja 2015

Ciastka jak naleśniki i nocny Vincent.


Lisie wędrówki po toruńskiej starówce zakończyły się wypadem do jednej z kawiarni, znajdującej się na Rynku Staromiejskim 12 (ścisłe centrum). Lokal z niewielkim stażem - jeśli mnie pamięć nie myli otwierali się jakiś rok temu. Mowa o Grande Coffee. Swoją drogą w obcym języku wszystko brzmi lepiej: hej, idziemy do Grande Coffee staje się bardziej zjawiskowe od hej, wpadniemy do Wielkiej Kawy. Mała uszczypliwość, w końcu każdy lokal w jakiś sposób promuje miasto i kraj.

Ceny adekwatne do położenia, jednak od wejścia coś, co bardzo cenię w tego typu lokalach - obsługa, której masz ochotę zwierzyć się z wszelkich zmartwień przy kubku gorącego napoju. Nawet jeśli wkurzali się, gdy nie mogłam zdecydować się na coś konkretnego - nie dali tego po sobie poznać. 
Myślę, że osoby, które nie przepadają za kawą znajdą coś dla siebie z różnorodnego menu, obfitującego w owocowe koktajle, orzeźwiające szejki, pysznie wyglądające ciacha i inne. Skusiłam się na kawę z syropem malinowym i piankami na górze (na zdjęciu lekko podtopiona, ale wierzcie na słowo, że to była kaczuszka) oraz ciasteczko wielkości naleśnika z dużymi kawałkami czekolady i żurawiną. Następne, co przyciągnęło moją uwagę to spora półka pełna książek. Chwilę później dowiedziałam się dlaczego - wymień książkę na kawę. 
Dobry patent, żeby podzielić się ulubioną lub nietrafioną lekturą, przy okazji dostając kawcię za friko (sprawdzę to!). Mogę wspomnieć o wygodnych kanapach i muzyce, która nie przeszkadzała w rozmowie. Do tego w toalecie trafiłam na biały, miękki papier. Szok i niedowierzanie. Dość żartów. Nagadałyśmy się z lisią koleżanką, dziś czynne do 22.
Tym sposobem dyskretnie przeszłam do tematu numer dwa. Większość z nas kojarzy faceta, który odciął sobie ucho: Vincenta Van Gogha
Patrzę na jego życiowe wybory - od próby zostania duchownym do działalności artystycznej. Bardzo emocjonalnie nastawiony wrażliwiec. Zaintrygowany właściwościami koloru, nocnym niebem i Japonią. To zetknięcie z drzeworytem japońskim i klimatem Francji sprawił, że jego talent rozwijał się oraz nakreślił dobrze znane nam pociągnięcia pędzla. Uważał, że niemożliwością jest umieszczanie białych punktów na granatowym tle, ponieważ nieboskłon wieczorową porą kryje dużo więcej tajemnic. Tym samym, w listach do siostry, pisał, że noc jest ciekawsza od dnia. Można w niej wychwycić odcienie fioletu, błękity, nawet zieleń. Starał się tworzyć nocne widoki w plenerze. 
Chwiejny stan duszy - liczne załamania nerwowe - sprawił, że niektóre elementy dzieł stają się wręcz dramatyczne, niepokojące. Za taki uznaję jeden z najbardziej znanych obrazów -  Gwiaździsta noc (The Starry Night), obecnie znajdujący się w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Jego działalność artystyczną wyróżnia skłonność do ekspresyjnej deformacji. Wspomniane dzieło to efekt działań wyobraźni ze wskazaniem na cyprysowe gwiazdy. 
Cytat, który przybliżył mi myśli tego artysty, rok 1888: 
"Wszyscy pragniemy wesołości i szczęścia, nadziei i miłości. Im bardziej staję się brzydki, stary, zły, chory i biedny, tym bardziej pragnę się pomścić, dając kolor świetlisty, dobrze dobrany, jaśniejący. (...)"*
Okazuje się, że gość, którego znamy jako tego nieszczęśnika od nieudanego życia starał się coś pokazać swoimi obrazami. Udowodnić sobie i, po prawie 130 latach od powstania niepokojącego nieba, także nam. 



*Artyści o sztuce: od Van Gogha do Picassa, E. Grabska, H. Mrawska, Warszawa 1977, s. 16.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz